Postanowiłem podzielić się doświadczeniami ze zdobywania najwyższej certyfikacji, jaką oferuję PMI – Program Management Professional PgMP.

Charakter tego certyfikatu nieco różni się od Project Management Professional PMP. O ile PMP sprawdza umiejętność rozwiązywania problemów w projektach w sposób zgodny z metodyką PMBOK, o tyle PgMP sprawdza umiejętność realizacji przedsięwzięć biznesowych w złożonym środowisku korporacji i gry rynkowej.

Posiadacz PMP to zgodnie z założeniami PMI doświadczony kierownik projektów, który potrafi pociągnąć za soba zespół, zmotywować go i zintegrować wokół wspólnego celu. Posiadacz PgMP to praktyk we wdrażaniu strategicznych zmian w firmie, dla którego projekty to jedynie narzędzia na drodze do rezultatów biznesowych, podobnie jak zasoby, procesy, struktury decyzyjne i organizacyjne.

Na świecie jest aktualnie nieco ponad 400 posiadaczy PgMP i w założeniu PMI ma być to dosyć elitarna certyfikacja. Wskazuje na to i wymogi wstępne, i żmudny proces zdobywania, i cena (1500 USD). Zakłada się, że rocznie zdobywać go będzie kilkadziesiąt do kilkuset osób, w przeciwieństwie do PMP, którego nowych posiadaczy liczy się w tysiące rocznie.

Moja droga do certyfikacji przebiegała mniej więcej następująco:

  • Marzec – wypełniłem formularz opisujący liczbę miesięcy i godzin w programach, podobnie jak to ma miejsce przy PMP. W PgMP należy wykazać się 4 latami doświadczenia w prowadzeniu programów i projektów.
  • Kwiecień – wypełniłem formularz składający się z ośmiu opowiadań na temat, jak to zarządzam programami. Po wysłaniu okazało się, że PMI odrzuciło go, stwierdzając, że moje wypowiedzi albo nie wykazują mojej praktyki program menadżera, albo nie znam angielskiego. Udałem się zatem do znajomej anglistki, która podrasowała językowo moje wypowiedzi.
  • Maj – udało się, PMI zatwierdził moje wypracowania. Uwaga, głównym problemem było, że na każdą z ośmiu odpowiedzi ma się maksymalnie 1000 znaków. To mało i trudno zgrabnie przedstawić swoje dossier. Tym samym pierwszy etap mam za sobą.
  • Lipiec – nabyłem drogą kupna 4 książki przygotowujące do egzaminu i zaczynam się uczyć…
  • Listopad – kupiłem jeszcze jedną książkę…
  • Grudzień – na testach mam wyniki od 90 do 60%. Nie wiadomo, jaki próg zapewnia zdawalność, ale zakładam, że jest podobnie, co przy PMP, czyli 65%. Zapisałem się na egzamin w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych w Warszawie.
  • Styczeń – okazuje się, że cały czas uczyłem się z nieaktualnej wersij metodyki Standard for Program Management SPM v.1. Obowiązuje zaś SPM v.2. Jednym słowem Panika! Rzutem na taśmę zdobyłem wersję v.2 oraz znalazłem trochę prezentacji prezentujących różnice. Okazało się też, że powinienem znać PMBOK v.4., a ja zdawałem parę lat temu egzamin z wersji PMBOK v.3. Panika do kwadratu. Czas na mnemotechniki: wkułem na pamięć różnice w PMBOKach i SPMach, tabelę ze wszystkimi procesami w podziale na grupy i obszary wiedzy, oraz nowy cykl życia projektu z SPM v.2.
  • Styczeń – egzamin. 4 godziny stresu. Pytania bez jednoznacznych poprawnych odpowiedzi, dużo intuicyjnych sytuacji z praktyki biznesowej, konieczność znajomość elementów negocjacji i psychiki ludzkiej. Tylko kilkanaście procent pytań o techniki, jak Earned Value, ścieżka krytyczna itp. Do końca nie wiadomo, czy zdam. 3 minuty strachu i uff, poszło :)))) Drugi etap zaliczony.
  • Styczeń – e-mailem otrzymuję linka do systemu samoocen (zaczyna sie Multi Rate Assessment MRA), podobnego maila ma otrzymać 14 moich znajomych, jednak dostaje tylko dwóch. Czekam tydzień i nic. Wysyłam maila do helpdesk PMI, cisza. Na szczęście znam kogoś w organizacji i za jej pośrednictwem udaje się dotrzeć do osoby odpowiedzialnej za PgMP. Po kilku dniach proszenia udaje się wysłać zaproszenia do MRA ponownie. Kolejnych dwóch dostaje zaproszenia, a reszta nic. Dobrze, że to moi bliscy znajomi, to kontakt mamy na bieżąco. Zbieram alternatywne maile i proszę PMI o wysłanie zaproszeń jeszcze raz. Pani odpowiedzialna za certyfikację sprawdza logi systemu ocen i okazuje się, że maile od kilku tygodni odbijają się. Wina po stronie systemu ocen, który wynajmuje PMI. Ponowne wysłanie okazuje się skuteczne. W końcu 12 ocen zostaje zebranych, kilka dni czekania i UDAŁO SIĘ. Jestem PgMP.

Generalnie jeżeli mogę coś doradzić to:

  1. Na etapie esejów znajomość angielskiego jest nie do przecenienia. Konieczność zmieszczenia się z odpowiedziami na pytania w 1000 znaków znakomicie utrudnia zdanie.
  2. Na etapie egzaminu spodziewaj się wszystkiego. Zrobiłem kilkaset pytań testowych, uzyskałem całkiem niezłe wyniki i nawet po egzaminie nie potrafie powiedzieć, dlaczego zdałem. Na które pytania odpowiedziałem poprawnie, a na które nie. Pytania są rozmyte, podchwytliwe, większość to case’y z firm i sprawdzają praktyczną umiejętność poruszania się w korporacjach.
  3. Na etapie MRA ważne, aby mieć dobre relacje z ludźmi, którzy będą cię oceniali. Jest to raczej konkurs piękności niż faktyczna ocena 360.

Powodzenia!

Zapisz się na nasz newsletter

Zapisz się na nasz newsletter

Twój e-mail został zapisany

Share This