Właśnie wróciliśmy z Austrii, z deszczowego Dornbirn. Jak zaczęło padać pod Monachium, to skończyło 3 dni później za Monachium. Początkowo deszcz lał z góry, z boku, pod kątem, potem już tylko siąpił. Po dwóch dniach chmury podniosły się nieco wyżej i okazało się, że jesteśmy w Alpach. Ale nie pogoda była tu przecież najważniejsza.

Najważniejsza była merytoryka.

Coroczna konferencja w liczbach:

  • około 300 uczestników
  • tydzień wykładów, prezentacji i prelekcji
  • kilkunastu wystawców tworzących gry i symulacje
  • w trakcie dwóch dni product showroom około 20 warsztatów z całego świata.

Skład konferencji faktycznie międzynarodowy, bo podobno zjechali ludzie z około 30 krajów. I rzeczywiście wszędzie słychać było… angielski. ISAGA 2014 zorganizowana została przez wyższą uczelnię w Dornbirn i wśród uczestników również dominowali pracownicy uczelni oraz studenci. Drugą grupę stanowili producenci gier szkoleniowych i symulacji. Brakowało mi jedynie klientów dużych zachodni firm, aby konferencja była kompletna.

Nas szczególnie interesował dwudniowy product showroom, na który przywieźliśmy naszą Massawę. I tutaj zaskoczyło nas, że mimo 300 uczestników na wielu warsztatach nikt się nie pojawił. Innych nie można było w ogóle rozegrać. Na Massawie mieliśmy kilka osób, jednak gotowi byliśmy na 30. Być może zbyt wiele ścieżek równolegle, być może zbyt mało zachęcająca komunikacja do uczestnictwa w grach. Sami byliśmy na kilku cudzych grach, aby oczywiście zebrać doświadczenia z zachodniego rynku.

Konferencja miała mocno naukowy charakter, o czym świadczyły sesje posterowe, wykłady, seminaria, czy dyskusje panelowe. Przyjechało sporo doktorantów i doświadczonych naukowców.

Ciekawym zjawiskiem było oficjalne oglądanie meczu Brazylia – Niemcy, gdy na sali był jeden Brazylijczyk i ponad 100 Niemców oraz Austriaków.

Ukrytym naszym celem jeszcze był konkurs na najlepszą grę, ale tu na oficjalne wyniki musimy poczekać.

Podsumowując, na plus można zaliczyć prezentację kilkudziesięciu gier i symulacji z całego świata. W wielu z nich można było wziąć samemu udział lub popatrzeć, jak inni grają. Na minus zaliczyłbym frekwencję na warsztatach oraz brak dużych klientów biznesowych. Generalnie warto było. 🙂

Za rok ISAGA w Kyoto.

Zapisz się na nasz newsletter

Zapisz się na nasz newsletter

Twój e-mail został zapisany

Share This