Kilka lat temu zainspirowany niepokojami społecznymi wokół systemu wspierającego wybory napisał analizę przypadku wdrożenia tego systemu. Być może pamiętacie, jak w czterdzieści dni niewielka firma z Łodzi postanowiła podjąć rękawicę i dostarczyć system do najbardziej skomplikowanych wyborów w Polsce – wyborów samorządowych. Skończyło się fatalnie, bo zniecierpliwieni obywatele postanowili włamać się do Krajowego Biura Wyborczego, zapewne po to, aby samodzielnie policzyć głosy.
Dalszy ciąg historii był taki, że PKW postanowiła dochodzić odszkodowania od Nabino w wysokości 728 tysięcy (dla przypomnienia system miał kosztować ok. 400 tysięcy). Historię tego przetargu i konsekwencji można znaleźć tutaj.
Przetarg został ogłoszony 11 lipca, zaś wybory miały się odbyć 16 listopada. To był stanowczo za krótki okres czasu. Jeden z prezesów dużej firmy IT stwierdził, że na taki system potrzeba by było roku, a przykład Norwegii i Wielkiej Brytanii pokazuje, że takie wdrożenia planuje się na kilka lat przed wyborami (zobaczcie poniższe linki).
Natomiast kolejne wybory samorządowe zaplanowane są najpóźniej na 17 listopada. Co to oznacza z perspektywy zarządzania projektami. Po pierwsze nauczki poprojektowe chyba nie zostały zebrane i przekazane kolejnej ekipie zajmującej się tym projektem. Po drugie dniem Deja Vue, czyli dniem ogłoszenia przetargu, w który powtórzy się dokładnie sytuacja sprzed czterech lat jest 1 lipca. Jednak nawet ogłoszenie tego przetargu szybciej jest obarczone olbrzymim ryzykiem. Bowiem w międzyczasie zmieniła się w znaczący sposób ordynacja wyborcza. Szczególnie istotne jest, że zmieniono strukturę okręgów wyborczych, zlikwidowano część jendomandatowych, zmieniono procedury liczenia głosów. Dodatkowo sytuację utrudnia fakt, że dla celów organizacji wyborów trzeba zatrudnić kilka tysięcy komisarzy wyborczych. W efekcie dodatkowy koszt wyborów szacowany jest na 142 miliony. To oznacza, że w projekcie pojawiło się szereg zewnętrznych ryzyk.
Jak narazie przetargu na nowy system nie widać. Gdyby dodać miesiac na analizę nowych zmian w ordynacji wyborczej po stronie KBW i potencjalnych dostawców oraz wydłużyć czas produkcji oprogramowania z 40 dni do bardziej realnych 100 dni (choć kto wie, może to nadal nierealne), okazałoby się, że przetarg powinien być ogłoszony w lutym 2018. A mamy marzec.
Moim zdaniem prawdopodobny scenariusz będzie taki. KBW ogłosi przetarg dość późno, jednak dla swojego bezpieczeństwa da wysokie wymogi wejścia, jak kapitał, referencje, potencjał zasobowy. Nikt nie złoży oferty i przetarg zostanie unieważniony. Wtedy PKW obwieści, że ze względu na brak systemu głosy będą liczone ręcznie. A rząd zrzuci winę na tych, co zawsze. 🙂
Ciąg dalszy moich analiz opisałem w kolejnym wpisie:
Tutaj znajdziecie wpisy z 2014 roku na temat systemu wyborczego: