Poniższa scenka to niewinna zabawa z historią, która mi samemu uzmysłowiła, jak niewiele zmieniło się od XV wieku w prowadzeniu projektów. Bo projekty to przede wszystkim ludzie, a ci zmieniają się na przestrzenii tysięcy, a nie dziesiątek lat, jak chciałyby niektóre organizacje. Ale od początku.

„Dla realizacji wyprawy do Indii, nie korzystałem z inteligencji, matematyki ani mapy.”

Krzysztof Kolumb

Dwuskrzydłowe drzwi rozwarły się i do sali konferencyjnej w wyszywanym złotą nicią płaszczu wkroczył, lekko kołysząc biodrami dla przeciwwagi ciężkiego odzienia, król Ferdinand II Aragoński. Stół konferencyjny w założeniu nikogo miał nie wyróżniać, aby głos każdego z równą wagą był mierzony, toteż władcy przysunięto większy fotel w kolorze doskonale komponującym się ze złotem – królewskiej purpurze.

W sali już oczekiwało kilku ludzi, którzy niebawem mieli dowiedzieć się, dlaczego odciągnięto ich od codziennych obowiązków. Tuż za panującym zjawił się Kolumb, żeglarz i kierownik projektu w jednej osobie, oraz szkutnik królewskich stoczni Bartolomeo. Listościwe odrzwia przepuściły obu równocześnie, nie powodując krępującej kolizji. Za nimi pojawił się i dostojnie zasiadł po prawicy króla Henryk, skarbnik królewski, nadzorujący finanse państwa.

Ferdinand wstał, podniosły się brawa, ale uciszył je upierścienioną dłonią.

– Projekt jest strategiczny, jak zapewne się domyśliliście. Dzięki niemu uzyskamy dostęp do niewyobrażalnych bogactw szybciej i bezpieczniej od Maurów.

Niepewne miny zgromadzonych, wywołały do tablicy Kolumba.

– To jest Krzysztof Kolumb, kierownik tego projektu. – wyjaśnił pośpiesznie król.

Stało się jasne, że chodzi o jakiś projekt.

– Witajcie. Bardzo dziękuję za obdarowanie mnie tak wielkim zaufaniem. Dzięki wam to przedsięwzięcie okaże się olbrzymim sukcesem. – roztoczył ramieniem po sali  w ojcowskim geście i na dłużej zatrzymał wzrok na władcy. – Projekt uda skończyć się w ciągu 5 miesięcy. A sława i chwała was nie ominie. Szczegółowe analizy dowiodły, że ROI z projektu wynosi 1000%.

Tu na flipchart pojawiły się słupki symbolizujący niesamowity zwrot z projektu.

– Inne projekty miały 2000%. – podpowiedział Henryk. – Byłoby lepiej, gdyby ten też tyle miał.

– Doskonały pomysł. – wtrącił radośnie władca. – Przeanalizuj jeszcze raz arkusze i skoryguj na 2000%.

– Panie Prezesie… – zająknął się jeden ze słuchaczy. – Znaczy Wasza Wysokość, co się stanie za 5 miesięcy.

Ferdinand pochylił się do swojego skarbnika z pytaniem: „Czy on coś wie?”. Ten spokojnie pokręcił głową.

– A na co ci ta wiedza? – skarbnik głośno odparował pytanie.

Zapadła cisza, długa jak stryczek i ów człowiek pożałował swojej ciekawości. Przez następne miesiące miał już nie odzywać się w obecności przełożonych, nawet wtedy, gdy wskutek jego milczenia statek Santa Maria osiadł na mieliźnie w pobliżu Kuby. Milczenie zaś przerwał technolog.

– Krzychu, może pokażesz plany statku. – zachęcił Bartolomeo.

Kolumb rozwinął piękny malunek.

– Oto obraz mistrza na podstawie osobistych wskazówek Jego Wysokości. Na dole widzicie szalupę dla porównania skali.

Ferdinand pogładził się z zadowoleniem po brzuchu. To będzie duma floty. Nikt w Afryce nie potrafił budować takich jednostek. Bartolomeo zaś wstał i jął ze szczegółami opowiadać o tym cacku.

– W trzy miesiące będziemy taki mieli przy nabrzeżu w Palos de la Frontera. Najnowocześniejsze rozwiązania konstrukcyjne, podwójna stępka, komfortowe kwatery i reprezentacyjna linia.

– A jaką wartość tego skarbu przewiduje najmiłościwiej nam panujacy? – zagaił skarbnik Henryk.

– Ok. 10 000 maravedi – wtrącił kierownik projektu.

– Ten projekt to świetna okazja do przetestowania zupełnie nowych rozwiązań. Możemy wyposażyć go we wszelkie nowinki, w tym dwie linie dział.

– Czy takie przeciążenie jednostki nie spowolni jej? Nie mamy zamiaru z nikim walczyć, ani oddawać salw honorowych tylko szybko przemknąć przez morze. – wtrącił jeden z oficerów obecnych za stołem.

Bartolomeu zmiażdżył go wzrokiem. Ten projekt to była doskonała okazja w istocie do sfinansowania ujemnej rezerwy budżetowej, którą jego stocznia wypracowała w ostatnim okresie, testując dziesiątki różnych nowinek technicznych.

– No to mamy problem, bo zasady kontroli budżetowej nie pozwalają na wydanie na pojedynczy statek więcej niż 8 000 maravedi. – zakończył sprawę Henryk.

Król stropił się na chwilę, ale od czego bóg dał mu rozum. Wskazał palcem na Kolumba i spytał:

– I co teraz? Nie zaplanowałeś tego???

Kolumb szybko musiał odbić winę na drugą stronę boiska i zaczął gorączkowo szukać winnego, gdy zupełnie niespodziewanie rozwiązanie przyszło mu do głowy.

– To zabudżetujmy 3 statki. Nina i Pinta wymagają tylko niewielkiego remontu. Srednio wyjdzie po 8 000, a nie sądzę, aby ich remont zabrał więcej niż 4 000 maravedi. Barti, mylę się?

– A 2000% ROI? – wtrącił Henryk.

– W przychodach można założyć dwa razy więcej złota – król wyjął flamaster z palców Kolumba i poprawił zapis w tabelce. – I wszystko się zgadza.

Wszyscy zaczęli w myślach kalkulować, szczególnie szef stoczni, który miał do upchnięcia 3 000 dziury w budżecie. Ciszę przerwał władca.

– Płyną 3: Santa Maria, Nina i Pinta. Koszt 24 000. Czy wtedy audyt się nie przyczepi?

Henryk spojrzał wymownie na władcę szeroko otwartymi oczami, jakby nigdy nie chciał był usłyszeć tego, co właśnie usłyszał, po czym dodał:

– Kimże ja jestem, aby podważać geniusz miłościwie panującego.

– Zabezpieczymy się przed ryzykiem. Wszystkie statki naraz przecież nie pójdą na dno. Utonie maksymalnie jeden, a reszta dopłynie na miejsce. 3 miesiące na budowę, 2 miesiące na podróż. Projekt powinien skończyć się w 4 miesiące. – obwieścił triumfalnie król.

– W 2 miesiące możemy nie zdążyć powrócić. – stropił się Kolumb, po czym natychmiast pożałował swojej uwagi.

– Daję wam 3 statki, więc popłyniecie trzy razy szybciej i zdążycie. To takie trudne do oszacowania?! – zirytował się sponsor projektu.

– Może dałoby się przyśpieszyć prace w stoczni? – zagaił kierownik projektu, aby delikatnie zmienić temat.

– Wiesz, jak budować statki? 3 miesiące to minimum przy takiej funkcjonalności. Z resztą zawsze możecie zamówić je w Genui. – ostatnia uwaga miała podkreślić jego monopol na technologię, wszak nikt nie miał zamiaru zamawiać statków u wroga.

– Nie unoś się mistrzu Bartolomeu. – Ferdinand lubił, gdy jego ludzie się kłócili. Czuł się wówczas potrzebny, jako rozjemca. – Kolumb nie przemyślał planu projektu do końca, ale zapewne szybko się zreflektuje i przyzna nam rację.

Wzmocniony ostatnią konkluzją Bartolomeu dodał – Jakby mieć drugi suchy dok, to można by skrócić prace o tydzień.

– Dopisz 1000 Maravedi na dok. – król mrugnął na kierownika projektu.

– 2000%? – Bartolomeu mruknął, na co Ferdynand ponownie przekreślił liczbę w przychodach i wpisał nową.

– Dok to jakieś 3000 Maravedi. – chrząknął Bartolomeu.

– Mam 2000, 1000 zaoszczędzimy na żaglach jednej z karawel. – Ferdynand był w amoku sponsora, który góry w jeziora jest w stanie zamieniać.

Bartolomeu podniósł rękę w górę. Ferdynand ponownie poprawił tabelkę. Jeden z marynarzy pomyślał, że musi zabrać głos.

– Bez żagli na jednym ze statków, choć nie jestem szkutnikiem, – tu ukłon w stronę Bartolomeu. – może to zająć nieco dłużej.

Kolumbowi udzielił się entuzjazm władcy.

– Zwiążemy statki liną i po sprawie.

– Nawet bezpieczniej będzie. – włączył się Ferdynand.

– Odpowiednia lina to ok. 100 Maravedi. – uzupełnił szkutnik.

Henryk już miał coś dodać, ale król go ubiegł: – Tak, wiem. Daj nowy flamaster.

– Możemy zaoszczędzić na dwóch kotwicach. – Kolumb podniósł stawkę i załodze dwóch karawel.

– W takim razie użyjmy wzmocnionych żagli na Santa Marii z Genui. Są pięć razy droższe, ale przeniesiemy budżet z Pinty i Niny.

– To dodatkowe 1000.

Król nowym kolorem przekreślił wyliczenia i zapisał nieco jeszcze większy przychód z projektu. Wszyscy zamilkli, z dumą przyglądając się analizom. Po kilku minutach Kolumb wyciągnął notatnik.

– Podsumujmy minutki: Płyniemy do Indii, trzema statkami, aby było szybciej. Zwiążemy je liną i przeniesiemy budżet na załogę i ożaglowanie Pinty i Niny na Santa Marię, aby było taniej. Santa Maria dostanie Genueńskie żagle dzięki czemu uciągnie cały konwój, który w sumie nie musi się zatrzymywać skoro jest związany, więc nie potrzebuje trzech kotwic. W 4 miesiące jesteśmy z powrotem z … – tu Krzysztof dłużej przyglądał się wielokrotnie przekreślonym cyfrom. – … hmm całą góra złota, która da nam 2000 % zwrotu.

– I dok. – mruknął szkutnik.

– Dobra. Ktoś to musi powiedzieć głośno. – najstarszy z oficerów, który i tak miał udać się na emeryturę podniósł się z fotela. – Cały konwój będzie wlec się w tempie Santa Marii, czyli starego żółwia morskiego, o ile nie zatonie w doku – ukłon w stronę Bartolomeu – pod ciężarem tych wszystkich gadżetów.

Menadżerów zatkało. Otwarta komunikacja to jedna ze strategicznych zasad dworu, ale takie uwagi są zwykłym nietaktem. Skoro pomysł został zatwierdzony, to znaczy, że jest przemyślany.

– Król – poprawił się szybko Bartolomeu. – przewidział duży sukces tego projektu. Jak śmiesz wątpić w powodzenie tej wyprawy? Chyba, że nie chcesz płynąć do Indii i szukasz wymówki?

– Do Indii??? – po sali rozszedł się pomruk na wieść o celu podróży.

Dias po 7 miesiącach dotarł zaledwie do Przylądka Burz i zawrócił na skutek buntu załogi. Nikt jeszcze nie opłynął Afryki.

– Przy okazji, jak już wiecie płyniemy do Indii. – objaśnił rozpromieniony Krzysztof, choć miał tą informację przekazać w połowie podróży, aby nikomu nie przyszło zwątpić w powodzenie projektu.

– Ale Dias… – stary oficer stęknął i klapnął ciężko na krzesło.

– Dlatego nie popełnimy jego błędu. Król własnoręcznie opracował nową trasę. – Kolumb odkrył kolejną kartę na flipcharcie.

Ferdinand poczuł się wywołany do tablicy. Chwycił flamaster i wskazał drogę.

– Popłyniecie z punktu A w Palos do punktu B w Indiach. Proste? – po czym oznajmił. – To tyle. Kolumb wie wszystko i ma moje pełne zaufanie.

Gdy władca już opuścił pokój a wraz z nim jego skarbnik, kilka rąk nieśmiało podniosło się w górę.

– Czy mamy plan, jak płynąć?

– A o czym rozmawiamy od godziny??? – zirytował się kierownik projektu i wskazał palcem kolejny rysunek. – Tak, jak oznajmił król, ruszymy stąd i pojawimy się tu.

– Ale jak zamierzamy płynąć? Co będziemy robili? Czego możemy się tam spodziewać? – drążył jeden z marynarzy.

– Właśnie, czy mamy jakieś doświadczenia z innych projektów? – dodał inny.

Kolumb przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem, jak w sali był sponsor to przynajmniej siedzieli cicho.

– Jak możemy mieć, skoro jesteśmy odkrywcami. Na tym polega odkrywanie, że nikt tego wcześniej nie odkrył. Czy ja muszę tłumaczyć takie podstawy?

– A jeżeli spotkamy coś nieprzewidzianego na drodze? – ciągnął niestrudzenie ów malkontent. – Jeżeli owa droga nie będzie wyglądała tak prosto, tylko tak. – po czym wyrysował inną linię, irytująco pogmatwaną.

– Albo co gorsza, spotkamy po drodze coś, co nam uniemożliwi dalszą żeglugę. – dodał inny.

– Co na przykład? – Kolumb był już wyraźnie nadąsany. – To jest ocean. Najwyżej to coś ominiemy. Każdą wyspę można ominąć.

– Nawet baaaaaardzo dużą?

– Heh. – westchnął i zamknął komputer. – Musimy popracować jeszcze nad zaangażowaniem zespołu.

Po czym dodał cicho do Bartolomeu:

– Konieczny będzie jeszcze budżet na team building. – a głośno dodał. – Skoro wszystko mamy omówione, to możemy uznać kick off za zakończony. Minutki roześlę. Pomożecie? – głos Kolumba zawisł w powietrzu.

Krępujące milczenie szczęśliwie przerwał telefon z pytaniem: „Długo jeszcze będziecie zajmowali tą salę? Mam tu za pięć minut spotkanie z dostawcą.”

Jakby ktoś nie wierzył, że tak mogło być naprawdę, zapraszam na stronę Wikipedii. Tam nie ma słowa o opisanym wyżej spotkaniu. 😉

Wszystkie obrazki wzięte z Wikipedii i Eduedu.pl.

Zapisz się na nasz newsletter

Zapisz się na nasz newsletter

Twój e-mail został zapisany

Share This