Właśnie wziąłem udział w przedsięwzięciu, które spełnia cechy projektu choć nie spodziewałem się, że projektem się stanie. Spisuję wspomnienia, bo może kogoś zainteresują moje wnioski przy pisaniu własnej książki. Gdy redaktor z wydawnictwa usłyszała, że udało mi się namówić do współpracy tzw. „beta readerów”, zapytała „Ilu ich pan ma?”, odparłem, że na początku było 30 osób. Usłyszawszy to powtórzyła pytanie „Ilu?!”. Ale od początku.

W maju padł pomysł, aby napisać książkę. Nie był to mój pomysł, ale podchwyciłem go – kryminał na temat zarządzania projektami zwinnymi. Idea wydała mi się dość karkołomna początkowo, ale z tego właśnie powodu zachwyciła mnie.

Zadzwoniłem do Heliona, z którym już wcześniej współpracowałem i rzuciłem hasło nowej książki. Reakcja pani redaktor była powściągliwa. Długą rozmowę zakończyliśmy konkluzją, że musi postawić pomysł na kolegium redakcyjnym. Po tygodniu odezwała się do mnie z informacją, że zgodzą się na ten pomysł, ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze w książce oprócz wątku powieściowego znajdzie się rozdział teoretyczny. Po drugie zobowiążę się do napisania jeszcze jednej książki, tym razem już typowego podręcznika. Przyjąłem zobowiązanie.

Najpierw musiałem wyszukać przedmiot, który zostanie ukradziony i padło na dzieło sztuki. Nie chcę zdradzać, jakie bo ta tajemnica jest częścią powieści, ale musiało być spektakularne. Takie założenie sobie postawiłem, bo wyzwanie pozornie niemożliwe do wykonania przyciągnie uwagę czytelnika. Aby móc robić fact checking szukałem czegoś w niedużej odległości od domu. I znalazłem!

Ponieważ nie czuję się zawodowym powieściopisarzem, to bałem się, że nie starczy mi kompetencji do napisania książki beletrystycznej. Potrzebowałem wsparcia. Po pierwsze w lipcu 2021 ogłosiłem, że poszukuję chętnych do czytania roboczych wersji rozdziałów. Podobną metodą zastosowałem przy poprzedniej książce, jednak jak się okazało skala tym razem była dużo większa. Zgłosiło się aż 30 osób. To niesamowite, że tylu ludzi chce poświęcać prywatny czas na pomoc innym.

Beta readerzy szybko wykruszyli się do grupy ludzi, którzy konsekwentnie zostali ze mną do końca. Było to 8 osób. I moim zdaniem te osiem osób zrobiło różnicę. Przykładowo do samego pierwszego rozdziału zgłosili 158 komentarzy na 12 stron tekstu. Rozdział był przepisywany w niektórych fragmentach po pięć razy. Najgorzej było z początkiem, tam trwały zażarte dyskusje i ciągle jak przerabiałem to było żle i źle. 🙂

Nie wiedziałem, kto z moich recenzentów nadal jest zainteresowany otrzymywaniem kolejnych rozdziałów, więc stworzyłem sobie arkusz, w którym notowałem, kto i kiedy dostał ostatni rozdział. Przyjąłem regułę, że jeżeli ktoś nie daje mi żadnego feedbacku od trzech rozdziałów, to po prostu zrezygnował ze współpracy i nie powinienem go spamować. Czasem ktoś się odezwał z pytanie, czemu nie wysyłam mu dalszych części. Wówczas oczywiście dosyłałem kolejne rozdziały. Fragment tego arkusza zamieszczam obok.

Dzięki Covidowi udało mi się utrzymać całkiem niezłe tempo pisania i książka ostatecznie została oddana do wydawnictwa w umówionym terminem (a nawet tydzień przed). Jako trener w Covidzie miałem więcej czasu, bo albo było mniej szkoleń, albo miałem je zdalnie, co eliminowało czas na dojazdy.

Dodatkową wartością płynącą od beta readerów były polecane książki do poczytania. Oprócz fact checkingu na temat samego kradzionego dzieła (przeczytałem prawie wszystko, co było dostępne na ten temat, pojechałem je zobaczyć na własne oczy, obszedłem i pomierzyłem budynek, a nawet zdobyłem dokumentację techniczną wnętrza, bo niedawno był ogłaszany przetarg na remont), polecili wiele tytułów z podobnego obszaru oraz ciekawych pozycji na temat dobrego pisania. Wielkie dzięki wam za to.

Proces produkcji rozdziału wyglądał tak:

  1. W Google Docs pisałem rozdział.
  2. Następnie kopiowałem jego treść do osobnego pliku, który miał status alpha. Ten plik udostępniałem do komentowania beta readerom.
  3. Przez tydzień do miesiąca wchodziłem w dyskusje z beta readerami i poprawiałem tekst.
  4. Następnie nanosiłem ostateczne uwagi i zabierałem dostęp do pliku.
  5. Kopiowałem treść rozdziału do kolejnego pliku nazwanego beta. I udostępniałem go wydawnictwu. Zacząłem udostępniać rozdziały wydawnictwu dopiero, gdy ostatni rozdział został napisany i wszedł na status alpha. Bowiem wiedziałem wtedy, że już nie będzie rewolucji w fabule.

Zakres

Książka składa się z 13 rozdziałów plus część teoretyczna i wstęp. Lącznie około 600 tysięcy znaków ze spacjami. W zależności od formatu wydania i wielkości czcionek to może być około 400 stron w papierze. Nie ma żadnych diagramów, tabelek, obliczeń. 90% to powieść, 10% to dodatki teoretyczne.

Harmonogram

  • Maj 2021 – pomysł na książkę
  • Czerwiec 2021 – podpisanie umowy z wydawnictwem, Rozpoczynam pisanie.
  • Lipiec 2021 – zaproszenie na Linkedin ludzi do udziału w tym przedsięwzięciu. Zgłasza się 30 osób. Oddanie dwóch pierwszych rozdziałów do recenzji.
  • Sierpień 2021 – oddanie kolejnych dwóch rozdziałów. Recenzenci się wykruszają. Z 30 zostaje 11.
  • Wrzesień 2021 – kolejne trzy rozdziały na statusie alpha.
  • Październik 2021 – i następne trzy rozdziały na statusie alpha.
  • Listopad 2021 – następne dwa rozdziały na statusie alpha.
  • Grudzień 2021 – ostatni rozdział na statusie alpha.
  • Styczeń 2022 – korekta językowa (prognoza)
  • Luty 2022 – ustalenie tytułu, projekt okładki i skład książki (prognoza)
  • Marzec 2022 – książka gotowa do druku (prognoza)
  • 2 kwartał 2022 – produkcja i zatowarowanie sklepów (prognoza)

Co poszło dobrze

Tak, jak już pisałem współpraca z beta readerami. Sprawdziło się użycie Google Docs w trybie śledzenia zmian z możliwością komentowania przez nich.

Sprawdziło się nie martwienie się na zapas. Na przykład nie wiedziałem na początku, jak ukraść takie dzieło. Wydawało mi się to nierealne. Ale w miarę pisania, razem z moimi bohaterami uczyłem się trudnego rzemiosła złodzieja dzieł sztuki. I finalnie każdy problem techniczny udało się rozwiązać. Niektóre patenty, jak użycie suchego lodu podpowiedzieli sami beta readerzy.

Co poszło źle

Kradzież dzieła sztuki nie powinna być projektem zwinnym. Powinna zostać zaplanowana w szczegółach na początku, bo ekipa ma tylko jedno podejście. Trudno również o cząstkowe dostarczanie z iteracji na iterację. Tego nie wiedziałem, gdy zaczynałem i pewne aspekty Scruma musiałem nieco „nagiąć” do wymogów fabuły. Za każdym razem toczyłem „bój” z recenzentami na temat zgodności pewnych zagadnień z agile. Na moje usprawiedliwienie dodam, że zawsze uzupełniałem dany fragment opowieści o komentarz na temat odstępstwa od Scruma, żeby czytelnik nie poczuł się wyprowadzony na manowce.

Podsumowując, moim skromnym zdaniem wyszło całkiem nieźle. Komentarze od większości są bardzo pozytywne. Zatem mam nadzieję, że i czytelnikom się spodoba. Ciekawe jest to, że książka nadal nie ma tytułu i wydawnictwie zarejestrowana jest jako Kryminał Scrum.

Na koniec chciałem z imienia i nazwiska wymienić tych, którzy wytrzymali do końca: Dariusz Emilianowicz, Artur Guła, Konrad Inglot, Katarzyna Marcyniuk, Łukasz Piwnicki, Klaudia Purchała-Przybyła, Agnieszka Sadłocha, Ewelina Stańczuk.

Zapisz się na nasz newsletter

Zapisz się na nasz newsletter

Twój e-mail został zapisany

Share This