Miałem ostatnio przyjemność oglądać podcast z konferencji CSIS (Centrum Międzynarodowych Studiów Strategicznych). Fascynujące było posłuchać, jakie problemy rodzi łagodzenie skutków tragedii na Haiti. W tamtym trzęsieniu Ziemii zginęło 316 tysięcy ludzi, ponad milion zostało bez dachów nad główą. I to mimo współdziałania ponad 100 krajów, kilkuset organizacji poza rządowych i agencji publicznych oraz wydania setek milionów dolarów. Zarządzanie takim programem rodzi wyzwania, których nie sposób spotkać w żadnym innym środowisku.
Zdaniem CSIS ostatnie lata wcale nie są wyjątkowo, jeśli chodzi o liczbę klęsk żywiołowych i katastrof. To jest nasza nowa normalność. Takie zdarzenia, jak w Haiti, Pakistanie, Iranie, USA, Iraku, Libii, w których życie tysięcy ludzi jest zagrożone i niszczony jest majątek warty miliardy dolarów doprowadzając do ruiny społeczności lub nawet całe kraje stają się coraz powszechniejsze.
Jednym z głównych wyzwań przy zarządzaniu wielkoskalową sytuacją kryzysową są:
- Dostarczyć pomoc szybko.
- Koordynacja wielu niepowiązanych ze sobą organizacji i agend.
- Poprawna identyfikacja swojej roli w całym krajobrazie programu zarządzania katastrofą.
Pierwsze godziny i dni od katastrofy decydują w największym stopniu o tym, jak wielu ludziom uda się pomóc. To oznacza, że przed organizatorami akcji pomocowej stoi wielkie wyzwanie bycia gotowym reagować natychmiast, gdy pojawi się zagrożenie i to niezależnie, w której części globu ono wystąpi i jaką będzie miało naturę. A wszak innych działań wymaga łagodzenie skutków trzęsienia ziemii, pożarów, fali tsunami, wojny domowej, czy suszy.
Istnieje wiele niezależnych organizacji pozarządowych sprawnie działających w sytuacjach kryzysowych. Skupiają się one na wsparcie niewielkich lokalnych społeczności, jak odbudowa szkoły, dostarczenie wody do wioski, budowa osiedla baraków. Brak koordynacji powoduje, że te same społeczności otrzymują wielokrotnie pomoc, podczas gdy inne bezowocnie na nią oczekują.
Ważnym faktem, o którym musza pamiętać instytucje angażujące się z pomoc dla zagrożonych obszarów jest, że znajdują się na obcej Ziemii, gdzie funkcjonuje obca administracja publiczna, lokalne organizacje pomocowe, wojsko, grupy polityczne, nieoficjalne ośrodki władzy wynikające z tradycji (np. klany) i korupcji, w końcu samorzutnie organizujące się grupy mieszkańców. Idealnie, gdy dana organizacja specjalizuje się w pewnych działaniach i nie podejmuje innych, jak np. UPS, który udostępnił swoje samoloty do transportu dóbr na Haiti, czy Czerwony Krzyż specjalizujący się w logistyce i dysponujący mobilnymi szpitalami. Zajmowanie się wszystkim, co aktualnie wydaje się potrzebne obniża efektywność pomocy i wprowadza chaos.
Z mojej perspektywy, praktyka zarządzania programami, ale kompletnego laika w obszarze zarządzania katastrofami, ciekawą refleksją jest to, że suma sumarum, to właściwe zarządzanie w największym stopniu jest wyzwaniem dla skutecznego dostarczenia ratunku i wsparcia poszkodowanym ludziom. Niekoniecznie pieniądze, czy zasoby, których z roku na rok więcej łoży się na wsparcie takich programów, a informacje i decyzje wpływają na sukces takich akcji. A w tym „biznesie” sukces liczy się liczbą uratowanych istnień ludzkich, odbudowanych domostw, nakarmionych dzieci.
@2011-03-13. Życie dopisało nowy rozdział do moje tekstu, bo kilka dni po jego opublikowaniu fala tsunami zalała znaczną część Japonii, zmyła całe miasta i doprowadziła do śmierci ok. 900 osób, a także spowodowała eksplozję w elektrowni atomowej, co zmusiło do ewakuacji dalszych kilkadziesiąt tysięcy osób. Nawet tak bogaty kraj jak Japonia nie jest w stanie zabezpieczyć się całkowicie przez skutkami kataklizmu. Choć z drugiej strony 900 śmiertelnych ofiar w Japonii (mimo dodatkowego zjawiska tsunami) porównane do 300 000 na Haiti pokazują, że dobra infrastruktura i planowanie ma sens.
Źródło: podcast CSIS na Iphone (przepraszam za taki opis, ale nie wiem, jak inaczej opisać dostęp do źródła)
Zdjęcia są wzięte z artykułu na Wikipedii