„Oficjalnie Herakles był synem Alkmeny i Amfitriona, króla Tirynsu. W rzeczywistości jednak ojcem jego był Zeus, który spłodził Heraklesa przybierając postać męża Alkmeny. Tej samej nocy, wcześniej niż się tego spodziewano, powrócił z wyprawy wojennej Amfitrion. W rezultacie Alkmena poczęła bliźnięta.” [źródło: Wikipedia]
Herakles jak wiadomo wsławił się nadludzkimi osiągnięciami. Od dzieciństwa obdarzony nadnaturalną siłą i sprawnością był przeznaczony, aby osiągnąć sławę i tą przepowiednię sukcesywnie spełniał, choć nie zawsze tak, jak zamierzał.
Czasem można spotkać kierownika projektu, który nadludzkim wysiłkiem, wbrew Scyllom i Charybdom dociera szczęśliwie do celu. Cały zespół spocony z wysiłku, klient ma pogryzione paznokcie, a sponsor wyłysiał (czasem mimo tego, że już wcześniej był; tak jest to możliwe, znam takie projekty). Jednak kierownik projektu po czaszkach wrogów wspina się ku chwale na Olimp, gdzie może spotkać innych bohaterów i razem z nimi przy piwie snuć opowieści o walecznych projektach.
„Augiasz miał dzięki przychylności bogów najbogatsze na świecie trzody i stada koni. Z jego stajni, obór i owczarni nie wynoszono jednak od wielu lat gnoju i były one źródłem przykrego zapachu. Również pastwiska zalegała gruba warstwa gnoju. Oczyszczenie ich w ciągu jednego dnia było piątą z 12 prac, które Herakles musiał wykonać dla króla Eurysteusza. Pracę oczyszczenia stajni i obór Augiasza Eurysteus zlecił Heraklesowi w celu upokorzenia go. Jednak Heraklesowi udało się tego dokonać w ciągu jednego dnia przed zmierzchem. W tym celu, wyburzył mur w dwóch miejscach i skierował wody rzeki Alfejos lub Penejos, według niektórych wersji mitu obu, aby ich wody popłynęły przez stajnie i pastwiska w dolinach. Przed zmierzchem, płynące wody oczyściły stajnie.” [źródło: Wikipedia]
W jednym z projektów jego kierownik usłyszawszy o nowym wyzwaniu, rzucił wszystko i zaczął dowiadywać się więcej. Dotyczył on nowej technologii, która podobnie, jak 300 mega bajtów niegrzecznych zdjęć przyciągała inżynierów. W tymże atrakcyjnym aspekcie projektu kryło się również jego główne zagrożenie. Nikt nie znał się na aspektach merytorycznych, jednak jakież to ma znaczenie dla napalonych technologów. Zamiast rozpisać na spokojnie cały zakres, domknąć wymagania, zlecić na zewnątrz studia wykonalności, ewentualnie podzlecać co trudniejsze pakiety robocze, skupiono się na eksperymentowaniu z nową zabawką. Co trudniejsze oznaczało najbardziej seksowne. Nie trzeba dodawać, że klientowi nie chodziło o dostarczenie nowego placu zabaw, a o zaspokojenie jego potrzeb. A już na pewno nie chodziło o to, by duzi chłopcy biegali z zapałkami i sprawdzali, co jeszcze jest „niepalne”. Projekt od początku schodził z kursu, jedyne co nie gasło to był entuzjazm zespołu, odpalającego kolejne nowinki techniczne. Wszyscy byli coraz bardziej dumni, że pracują w tak nowatorskim projekcie.
Ale w pewnym momencie (tak gdzieś po 2/3 czasu) przyszedł zły prezes i oznajmił, że jest po spotkaniu z klientem i nie jest zadowolony z postępu prac. Kierownik projektu mami go kolejnymi gadżetami, a klient nie może ciągle uruchomić podstawowej działalności na projekcie. Dowiedział się też niechcący, że to sam kierownik projektu podpowiada klientowi, co by jeszcze tu można zmienić i podrasować. Zanim zły prezes zacznie jatkę chciałby się upewnić, że poprawnie zrozumiał odbiorcę, iż w zespołem projektowym dowodzi sabotażysta. Reakcja kierownika może być jedna – to potwarz! On, jak i cały zespół od początku chcą jak najlepiej dla klienta. A skoro firma żyje z klientów, to i dla firmy. To musi być dobrze zrobione, poza tym klient wybrał tak ryzykowną technologię i my musimy się jej nauczyć.
Rozsądny prezes przeprowadzi w tej sytuacji długą i trudną rozmowę z kierownikiem projektu, narzuci kontrolę zakresu, kosztu i czasu, bo wszyscy wiedzą, że projekt musi przynieść zysk. Nierozsądny pochwali kierownika projektu i pozwoli całej ekipie dalej bawić się w ich piaskownicy, aż do kolejnej rozmowy z „niecierpliwym” klientem.
Jednak w tym momencie jest już zwykle za późno. Tak, czy siak zespół przejadł cały zapas i jest w tzw. Agresywnym harmonogramie. I tu pojawia się heros. To on wcześniej zachęcił zespół i klienta, aby podnosić jakość i zakres projektu, a teraz ten projekt uratuje nadludzkim wysiłkiem, chroniąc czas. Pamiętamy, że zostało nam 1/3 czasu na wykonanie większości zakresu, więc opóźnienie jest oczywiste. Zespół jeszcze nie wierzy i na fali entuzjazmu zaczyna coraz intensywniej pracować. PM jest herosem, więc pociąga za sobą coraz bardziej zmęczonych ludzi i wskazuje im coraz wyższe szczyty do wejścia, ale ile tygodni można jechać nocami na pizzy i coli. Od tego rosną brzuchy i odchodzą kobiety. Zespół zaczyna się buntować zatem, jednak PM, który własnym honorem bronii projektu dalej walczy. W końcu poziom emocji w teamie wzrasta do nieznośnego problemu i pojawia się rotacja w zespole. Trzeba zmienić konie w trakcie przeprawy przez rwący nurt, co pogłębia tylko kryzys. Kierownik projektu dalej walczy.
Po kolejnych nieprzespanych miesiącach dobiega do celu. Wokół co prawda jest pusto. Mało, kto poda mu rękę (chyba, że w porę udało się przekierować gniew ludzi na złego prezesa lub klienta). Klient jest wściekły z powodu opóźnień, prezes liczy przekroczenia budżetu, ale PM jest dumny. Wszak tak trudny projekt doprowadził do końca. Nikt inny by tego nie zrobił.
Herakles faktycznie dokonał chwalebnym dwunastu prac, jednak mało, kto wie, dlaczego był zmuszony to zrobić. „Pewnego dnia Hera zażądała, aby udał się na służbę do Eurysteusza. Gdy Herakles odmówił zesłała na niego szaleństwo. W obłędzie Herakles zamordował kilkoro ze swoich dzieci. Wg jednej tradycji narzędziem mordu był łuk, wg innej miał dzieci powrzucać do ognia. Mordując swoje dzieci, zamordował także dwoje dzieci Ifiklesa. Ocknąwszy się z szału, zauważył, co zrobił i chciał popełnić samobójstwo, jednakże Tezeusz odwiódł go od tego zamiaru, a Herakles porzucił Megarę. Swego rodzaju pokutą miała być służba u Eurysteusza. Na jego polecenie miał wykonać 12 prac. Eurysteusz starał się wymyślić dla herosa tak trudne zadania, aby ten podczas ich wykonywania zginął.” [źródło: Wikipedia] W zarządzaniu projektami i mitologii korzystny jest umiar.
Ktoś powiedział, że jeżeli będziesz płacił za gaszenie pożarów, wkrótce zobaczysz strażaków biegających z zapałkami. Heroizmem nie jest uniknąć spodziewanych zagrożeń wbrew rozsądkowi i radom otoczenia. Narażać firmę na ryzyka i spalać zespół w ogniu swojej chwały. Na to może sobie pozwolić Achilles, a nie rozsądny kierownik projektu. Rozsądniejszym jest nie dopuszczać do zagrożeń i powodować, aby prowadzenie projektów było pozornie dla wszystkich proste. To tak, jak wejście na Kilimandżaro, jeżeli ktoś dzień wcześniej zawiózł nasze bagaże na szczyt i zapewnił nam bezpieczeństwo, to jest może to być łatwy spacerek. W idealnej firmie prowadzenie projektów jest nudne, bo każdy wie, co ma robić i czego się spodziewać.
Fajna opowieść. Niestety to nie tylko opowieść 🙂
Czyzbys znal jakies analogie z zycia?
To nie jest rozmowa na telefon 😉
Dlatego piszę do Ciebie na blogu 🙂
Ale rozumiem, że byłeś kiedyś lub nawet jesteś nadal pod wrażeniem jakiegoś herosa korporacyjnego
„Ale to nie o to chodzi” ;))