Co się stanie, gdy 8-latkom da się zadanie polegające na wspólnym wykonaniu projektu. Gdy dla utrudnienia powie się, że klocki trzeba przywozić z kamieniołomu i że tylko wybrane dzieci mogą je przywozić po maksymalnie 5 klocków. Chaos? A co się stanie, gdy to samo zadanie damy 5-latkom. Armagedon? Niekoniecznie.
Do popełnienia tego artykułu sprowokowała mnie wizyta w przedszkolu mojego syna. Otóż kilka lat temu 8-latkom a dzisiaj 5-latkom zadałem ćwiczenie, w którym mieli zbudować domek z klocków według zadanego planu. Część dzieci była ciężarówkami i woził po 5 klocków z drugiego końca sali, a część budowała. 8-latki poradziły sobie wówczas nieźle. Główna kwestia, która ich nurtowała dotyczyła tego, jak sprawni byli dorośli w porównaniu do nich. Pani ze świetlicy zauważyła, że dzieci wielokrotnie budowały ten sam dom, starając poprawić się wynik. Pomiędzy sesjami chwilę dyskutowały, co zmienić we współpracy. W ten sposób został wyłoniony chłopiec, który najszybciej biega i ten, który stał się liderem grupy. Czyżby retrospektywa lub kaizen w szkole podstawowej?
A 5 i 6-latki? Początkowe powątpiewanie pań zastąpiło zdziwienie, gdy po pierwszych konfliktach w grupie współpraca się unormowała. Po piętnastu minutach plany budowlane przejęło kilkoro dzieci, reszta skupiła się na budowie. W ciężarówkach również pojawił się podział zadań. Otóż jeden chłopiec biegał w kółko między pudłem z klockami a placem budowy, a jego koleżanka nie biegała już tylko wybierała zamówione klocki z pudełka i mu podawała. Podkreślam to są 5 i 6-latki. Opracowany został przez nich schemat komunikowania, jakie kolory trzeba przywieźć i praca ruszyła z kopyta. Gdyby jeszcze umieli liczyć i planować sekwencję zadań ich podejście do współpracy niczym by się nie różniło od dorosłych z międzynarodowych korporacji. 🙂 Im dłużej dzieciaki pracowały w grupie, tym lepiej wchodziły w role i spadały konflikty oraz hałas, a wzrastało tempo robót.
Wracając do pytania tytułowego. Moim zdaniem, choć nie mam kompetencji do uczenia dzieci, możliwe jest uczenie nawet tak małych obywateli współpracy w grupie. Tego, że trzeba się specjalizować, delegować zadania, planować, doskonalić efektywność iteracyjnie.
Czy warto je uczyć współpracy? Wierzę, że tak. Nie wiem, jak dużo zapamiętają po serii takich ćwiczeń. Nie łudzę się, że jedna wizyta zostanie im na dłużej w pamięci. Ale gdyby ponawiać tego typu warsztaty,to kto wie. Rosnąca rola projektów, działań wymagających pracy umysłowej grupy ludzi o różnych uzupełniających się kompetencjach ewidentnie wymaga dużych zdolności do pracy jako członek zespołu. Setki ogłoszeń o pracę wymaga umiejętności pracy zespołowej, wystarczy wpisać zapytanie „praca zespołowa” na pracuj.pl. Zatem warto tego uczyć.
Czy dzisiaj uczymy je współpracy? Wydaje mi się, że głównym obszarem nauki kooperacji w grupie są zajęcia fizyczne. Sporty drużynowe pewnie budują ducha zespołu, ale co z nauką pracy zespołowej w zadaniach, których celem jest wytworzenie jakiegoś dzieła? W dalszych fazach edukacji pojawiają się projekty grupowe, ale jak często są one robione przez rodziców. Albo czy nie zdarza się, że współpraca w nich polega na tym, że jedno dziecko zrobi swoją część i wyśle następnemu, które coś doda i wyśle kolejnemu. Taki model przypomina raczej sztafetę, niż zespół.
Ps.
Model życia grupy działa nie tylko w grupach terapeutycznych, ale i wśród dzieci. Storming był bardzo wyrazisty, włącznie ze łzami i wyrywaniem sobie klocków. Ale później przyszedł Norming i Performing. Otwartą sprawą tylko zostaje to, czy działa w zespołach projektowych w biznesie, o czym pisze PMBOK Guide.