Kolejna nasza symulacja jest już po fazie testów. Jest to najlepszy moment by światło dzienne ujrzał kolejny fragment rozważań na temat konstrukcji symulacji jako narzędzia szkoleniowego.
W artykule „Po co nam definicje?” pisałem o podstawowych różnicach w aktywnych formach edukacyjnych. Tym razem precyzyjniej o samej symulacji. Trzy obszary, które definiują symulację to:
– intencja gracza do zachowań profesjonalnych
– konieczność podejmowania decyzji
– zaangażowanie kompetencji komunikacyjnych
Czym są jednak te lakoniczne opisy? Zacznijmy od początku.
Zamiar bycia profesjonalistą, czy inaczej mówiąc konieczność zastosowanie profesjonalnych kompetencji w symulacji nie oznacza jednocześnie, że uczestnik dokona profesjonalnych analiz, czy decyzji. Mówiąc wprost wartością symulacji jest to, iż zmusza uczestnika do jak najbardziej profesjonalnych dla jego roli zachowań, ale jej przebieg nie jest uzależniony od profesjonalnych wyników jego starań. Samo słowa intencja, zamiar, oznacza, bowiem chęć uczestnika, często sterowaną zewnętrznie przez trenera, zasady, role, fabułę… na wykonanie pracy najlepiej jak potrafi. Jakie są konsekwencje takiego spojrzenia na symulacje? Ważniejszym elementem pracy trenera jest to jak uczestnicy dochodzili do swoich rozwiązań, wyników, niż to – jakie osiągnęli. To podejście skoncentrowane na procesie a nie na końcowym produkcie zdaje się być nie koniecznie podejściem biznesowym, gdzie często nie ma znaczenie „jak?” a dużo bardziej „ile?”. Pamiętajmy jednak, że „biznesem” o obszarze szkoleniowym są cele edukacyjne nie sam wynik ćwiczeń czy form edukacyjnych. Zadaniem symulacji nie jest potwierdzenie uczestnikom, że są skuteczni, ale pokazanie i nauczenie, dlaczego są lub mogą być skuteczni. W naszych symulacjach widać to czasami w połowie dnia, gdzie grupa osiąga dobry, czy nawet bardzo dobry wynik w symulowanym projekcie, ale niestety nie wiedzą dlaczego tak się stało, lub sami wprost mówią: „to po prostu przypadek”. Na koniec symulacji jednak widza, jakie zachowania i działania podejmowane prze zespół projektowy maja największe przełożenie na sukces lub porażkę projektu. Literatura w tym względzie nawet w samym nazewnictwie nieco się różnicuje. O takiej samej formie pracy na szkoleniu Brytyjczycy raczej napiszą „symulacja” i będą stawiali na sposób realizacji zadań, a Amerykanie raczej nazwą takie działanie grą – i będą podkreślać osiągnięte przez zespoły rezultatu. Taki obraz rysuje się w Amerykańskiej edukacji, gdzie dominuje system testów, punktacji, walidacji i wartościowanie postępów ucznia poprzez osiągane rezultatu. Jest to raczej obszar „gry” gdzie w sposób jednoznaczny można wartościować, kto jest lepszy (wygrał) a kto przegrał. Stary kontynent wbrew pozorom jeszcze do takiej „jednoznaczności” nie dotarł. Ciekawie jednak sytuacja wygląda, gdy zaczynamy porównywać edukację sportową czy mówić wprost o grach sportowych dominujących po obu stornach oceanu. Football amerykański w porównaniu z brytyjskim rugby to mistrzostwo strategii czyli sposobu dojścia do wyniku. Sama edukacja młodych sporowców zawiera bardzo wiele elementów analizy, strategii, planowania, wykorzystywania danych itd. Sam przebieg rozgrywki to „jedynie” fizyczna realizacja dwóch pomysłów taktycznych. Punkty to jedynie wynik doskonałego silnika taktycznego. Rugby to dużo mniej wyrafinowany pojedynek dwóch drużyn. Samo nawet amerykańskie „let’s have a game plan” ma więcej konotacji analitycznych i obarczonych profesjonalizmem niż brytyjskie rozumienie takiego zwrotu, gdzie raczej oznaczałoby to nic więcej jak „pogadajmy, co zrobimy w następnym kroku”. Znaczenie samego słowa to jednak obszar do zmagań semantyków. Niewątpliwie po naszej stornie oceanu słowo „gra” częściej pojawia się zarówno a biznesie jak i edukacji. W stanach słowo „gra” raczej rezerwowana jest dla gier sprzedawanych w sklepach dla dzieci czy dorosłych gdzie dominują inne, nie koniecznie realne światy, szalone i nierzeczywiste fabuły itp. W świecie biznesu, czy obszarach akademickich lub rządowych raczej wykorzystuje się słowo obarczone profesjonalizmem – czyli „symulacja”.
Na to jednak w całości nakładają się media, dla których słowa „gra” jest dużo bardziej medialnym, plastycznym określeniem niż „symulacja”, która odbiorcy może kojarzyć się z akademickim, nie do końca ekscytującym procesem badawczym, co oczywiście nie jest tak zachęcające do lektury jak „gierki” w dowolnym wydaniu.
Drugim z obszarów jest konieczność podejmowania decyzji.
Symulacja zawiera zawarte scenariusze związane z podejmowanymi, ale i niepodejmowanymi decyzjami. Samo dochodzenie do rozwiązanie jest sednem symulacji, ale nie może być zakończone jedynie na tym etapie. Konieczne jest jego zaimplementowanie w symulowaną rzeczywistość, i co najważniejsze weryfikacja wpływu decyzji (lub jej braku) na symulowane środowisko. Uczestnicy powinni mieć możliwość dokonywanie analiz, badań, poszukiwań rozwiązań, próbkowania, negocjowania, dyskutowanie, raportowania itd.. To wszystko powinno dotyczyć właśnie samych uczestników symulacji. Pamiętajmy jednak, że słowo „podejmowanie decyzji” nie oznacza jedynie wydanie poleceń, stworzenia dokumentu czy raportu wykonaniu prac, ale przede wszystkim podjęcie działań z tym związanych. Te działania to również zaniechania, opór, bojkot, unikanie, strajk włoski, nadgorliwość, brak precyzji, nadmierna precyzja, szukanie potwierdzeń, podejmowanie ryzyka, opóźnianie, manipulowanie, wycofania itd. Traktować „decyzje” należy, jako podejmowanie aktywności przez uczestników symulacji. Oczywiście w trakcie symulacji wiemy, jako trenerzy, jakie zachowanie, techniki, sposoby pracy, inaczej mówiąc aktywności mogą przynosić właściwe dla szkolonych obszarów kompetencji rezultaty, jednak to uczestnicy maja swobodę decydowania. To ich idea fix jest dominującym sposobem pracy w symulowanych warunkach. Dobrze skonstruowana symulacja jednak musi dać rezultat adekwatny do zastosowanych metod. Mówiąc inaczej, jeśli uczestnik nie postąpił zgodnie z preferowanym w metodach promowanych przez trenera sposób, symulacja odnotowała zachwianie. Prościej: ludzie maja uczyć się na błędach, które wynikają z ich świadomego lub nie, podejmowanie aktywności, za które symulacja wymusza na nich odpowiedzialność. Przykład:, jeżeli promujemy rzetelność w pracy w projekcie mimo monotonnych obszarów pracy operacyjnej, jak np. w kontroli, jakości produktów powstałych w trakcie projektu, a osoba pełniąca tą rolę – stwierdzi, że to nudne i to przecież nie ma potrzeby kontroli wszystkiego dokładnie, za jakiś czas powinno mieć to odzwierciedlenie w wyniku symulacji, oczywiście negatywne.
Tu faktycznie warto przytoczyć Konfucjusza, który mówił o procesie edukacyjnym – zaangażuj mnie a zrozumiem. Symulacja uczy przez działanie. Dokumentacja szkoleniowa, materiały szkoleniowe nie mają uczyć, mają pomagać i dawać szansę na działanie. Tym samym często nasi klienci dziwią się, że są szkolenia, na których nie rozdajemy materiałów poszkoleniowych. Bo nie to jest celem i nie jest to potrzebne. Symulacja daje przeżycie a nie przeczytanie obszarów szkoleniowych.
Ostatni na dzisiaj obszar to komunikacja w trakcie symulacji.
Sam proces komunikacji zdaje się być niezbędny, jeśli zakładamy rozwój kompetencji biznesowych. To przecież podstawowe narzędzie pracy w bardzo wielu obszarach biznesowych.. To zarówno komunikacja interpersonalna jak sam proces komunikacji i zarządzanie nim samym. Sama w sobie może być obszarem rozwijanym celowo w trakcie symulacji lub tylko narzędziem w jej realizacji. Symulacja zmusza ludzi do komunikowanie się, ale też pozwala na komunikację w jej pełnym wachlarzu form. Pamiętajmy jednak o tym, że komunikacja między uczestnikami symulacji nie może być odgrywana. To znaczy mimo nadanych ról, ludzie rozmawiają ze sobą tak jakby rozmawiali w realnej sytuacji, mimo, że rozmawiają o klockach, mapach i wskaźnikach symulacji. Ich ograniczenia, nawyki, preferencje komunikacyjne nie mogą być ani tłumione ani kreowane przez zasady. Oczywiście wbrew pozorom najważniejsze nie jest to, „jak?” ale przed wszystkim „co?” komunikujemy, komu, kiedy i po co. Dopiero potem, w jaki sposób. Konsekwencje takiej a nie innej komunikacji w symulacji znowu są przedmiotem analizy samego trenera.
Symulacja biznesowa to pewnie nadal dość enigmatyczny twór. Kolejny odcinek zmagań kończę pozostawiając pewnie jeszcze wątpliwości. Dla nas bardzo czytelnym wskaźnikiem, który mówi o tym czy forma, którą zaproponowaliśmy uczestnikom faktycznie jest symulacją czy nie, są opinie ich samych, a dokładnie jedna, która często mówi tak: „Kurcze, mimo ze budujemy port w 1942 roku z klocków lego, to ten projekt wygląda dokładnie tak jak pracujemy u nas w firmie”. Takie słowa mówią ni mniej ni więcej, że ludzie postawieni w niefirmowym środowisku zachowują się tak naturalnie, tak swobodnie tak samo jak w codziennej pracy, że zapominając o fabule, są sobą korzystając z najlepszych swoich kompetencji (tych które maja), komunikując się w sposób im najbliższy i nie udając nic i nikogo, na tyle mocno że maja poczucie że ta symulacja to przecież nasza firma, i my w niej samej! I o to właśnie chodzi.
Rzeczywiście ilość tekstu do przeczytania „dla zawziętych” 🙂